Energa Trefl Gdańsk – Barkom Każany Lwów 3:2 (19:25, 25:20, 20:25, 25:19, 15:8)

Premierowy mecz sezonu dostarczył kibicom ogromnych emocji. Spotkanie w Gdańsku rozpoczęło się od dobrej gry gości z Lwowa, którzy lepiej radzili sobie w ataku i skutecznie blokowali rywali. Trefl długo szukał swojego rytmu, ale w drugiej partii odzyskał pewność siebie.

Najbardziej wyrównany był trzeci set, w którym do stanu 19:19 obie drużyny grały punkt za punkt. W końcówce jednak błysnął Wasyl Tupczij, a Barkom objął prowadzenie 2:1. Gdańszczanie nie złożyli jednak broni – w czwartej odsłonie to oni dyktowali warunki gry, a po kilku mocnych atakach Nasevicha doprowadzili do tie-breaka.

W decydującym secie gospodarze byli już zdecydowanie lepsi. Świetnie funkcjonował blok Moustaphy M’Baye, a mecz efektownym atakiem zakończył Tobias Brand, który został także wybrany MVP spotkania. Dwa punkty zostały w Gdańsku, a jeden powędrował do Barkomu.

Ślepsk Malow Suwałki – Asseco Resovia Rzeszów 1:3 (25:17, 16:25, 17:25, 18:25)

Resovia rozpoczęła nowy sezon z wysokimi aspiracjami i wzmocnionym składem, jednak w pierwszym secie zaliczyła falstart. Suwałczanie grali skutecznie i pewnie zwyciężyli 25:17, czym zaskoczyli faworyta.

Od drugiego seta obraz gry całkowicie się zmienił. Rzeszowianie zaczęli dominować w każdym elemencie – od zagrywki, przez blok, po atak. Drużyna Massimo Bottiego, nowego trenera Resovii, pokazała siłę i spokój, wygrywając kolejne partie do 16, 17 i 18. Świetnie zaprezentował się Artur Szalpuk, a cała Resovia potwierdziła, że będzie jednym z głównych kandydatów do tytułu.

PGE Projekt Warszawa – InPost ChKS Chełm 3:0 (25:23, 25:22, 25:23)

Beniaminek z Chełma postawił się doświadczonej drużynie z Warszawy, choć ostatecznie musiał uznać jej wyższość. Projekt wygrał 3:0, ale wszystkie sety były niezwykle zacięte, obfitując zarówno w efektowane akcje, jak i niewymuszone błędy.

Przyjezdni grali odważnie i momentami potrafili zaskoczyć gospodarzy, doprowadzając do emocjonujących końcówek. O zwycięstwie stołecznego zespołu decydowało większe doświadczenie oraz skuteczność w kluczowych momentach. W końcówkach błyszczał Nicolas Tillie, który popisał się ważnymi blokami i atakami.

Indykpol AZS Olsztyn – Jastrzębski Węgiel 2:3 (23:25, 25:19, 25:17, 18:25, 11:15)

To był jeden z najciekawszych meczów pierwszej kolejki. Indykpol AZS Olsztyn prowadził już 2:1 z mistrzem z Jastrzębia-Zdroju, ale nie zdołał postawić kropki nad „i”.

Olsztynianie zaczęli świetnie – pewna gra Jana Hadravy i dobra dyspozycja bloku dały im przewagę. Goście jednak odpowiedzieli w czwartym secie, a w tie-breaku pokazali siłę w zagrywce. Nicolas Szerszeń i Anton Brehme punktowali serwisem, a decydujące akcje należały do przyjezdnych. Jastrzębianie wrócili do domu z kompletem dwóch punktów, a gospodarze musieli zadowolić się jednym.

Steam Hemarpol Politechnika Częstochowa – Bogdanka LUK Lublin 0:3 (16:25, 26:28, 17:25)

Mistrz Polski nie miał problemów z udanym wejściem w nowy sezon. Bogdanka LUK Lublin pewnie pokonała drużynę z Częstochowy 3:0, prezentując dużą siłę w ataku i na zagrywce.

Najwięcej emocji przyniósł drugi set, w którym gospodarze doprowadzili do gry na przewagi, jednak lublinianie zachowali chłodną głowę. Fynnian McCarthy zakończył partię asem serwisowym, a w trzecim secie zespół z Lubelszczyzny już całkowicie kontrolował przebieg gry. Wilfredo Leon poprowadził drużynę do pewnego zwycięstwa i udanego otwarcia sezonu.

Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – Aluron CMC Warta Zawiercie 1:3 (22:25, 25:20, 24:26, 23:25)

Od pierwszych akcji kibice mogli spodziewać się zaciętej rywalizacji. Początek był wyrównany (7:7, 9:9), jednak w środkowej części partii to zawiercianie zaczęli przejmować inicjatywę. Skuteczny na lewym skrzydle był Aaron Russell, a dobrze funkcjonujące przyjęcie gości pozwalało Tavaresowi płynnie rozrzucać piłki. ZAKSA próbowała odpowiedzieć atakami Kamila Rychlickiego i Igora Grobelnego, lecz rywale utrzymywali przewagę (13:16). Gospodarze jeszcze zdołali wyrównać (16:16), ale końcówka należała do zawiercian. Dwa ostatnie punkty Russell zdobył potężnymi atakami a goście zapisali na swoim koncie pierwszą partię.
Po przegranej partii gospodarze ruszyli do odrabiania strat z dużym impetem. Znakomicie rozpoczęli – po asie Kamila Rychlickiego prowadzili już 6:1. Kędzierzynianie imponowali organizacją gry i skutecznością w ataku, szczególnie środkowi Szymon Jakubiszak. Przy stanie 17:7 niefortunny moment przeżył rozgrywający ZAKSY Isaacson, który w trakcie obrony uderzył kolanem w słupek sędziowski i musiał na moment opuścić parkiet. Mimo tej sytuacji zespół utrzymał koncentrację. Choć Mateusz Bieniek odpowiedział serią czterech asów, przewaga gospodarzy była zbyt duża. Rychlicki zamknął seta mocnym atakiem po skosie. ZAKSA wyrównała stan meczu i wydawało się, że nabiera właściwego rytmu.
Trzeci set był prawdziwym dreszczowcem. Kędzierzynianie zaczęli lepiej (6:3), ale goście szybko odrobili straty (8:8), a następnie objęli prowadzenie po skutecznych akcjach Bieńka i Kwolka (12:15).
W końcówce ZAKSA pokazała charakter. Dwa asy Igora Grobelnego (18:18) rozgrzały publiczność w hali „Azoty”, a emocje sięgnęły zenitu. Oba zespoły miały swoje piłki setowe, ale to Aaron Russell ponownie wziął odpowiedzialność za grę – jego precyzyjny atak zakończył partię numer trzy.
Jurajscy Rycerze nie zamierzali zwalniać tempa. Od pierwszych akcji wywierali presję zagrywką (0:4, 5:10). ZAKSA próbowała gonić, lecz zawiercianie imponowali stabilnością i spokojem. W ataku znakomicie prezentował się atakujący Aluronu, który kilkukrotnie obił blok rywali, pozwalając na utrzymanie bezpiecznej przewagi (13:20). Gospodarze jednak nie złożyli broni – przy świetnych serwisach i błędach Aluronu doprowadzili do remisu (23:23)! Publiczność w Kędzierzynie poderwała się z miejsc, lecz końcówka należała do gości. Bartosz Kwolek zachował zimną krew, kończąc dwa kolejne ataki i przypieczętowując zwycięstwo Zawiercia.

CUPRUM Stilon Gorzów - PGE GiEK SKRA Bełchatów 0:3 (22:25, 17:25, 26:28)

Bełchatowianie rozpoczęli mecz z ogromną energią. Już po kilku minutach prowadzili 7:3, a dzięki skuteczności w przyjęciu i ataku powiększali przewagę (9:15, 14:21). Świetnie funkcjonował Żakieta, a w roli dyrygenta błyszczał rozgrywający Grzegorz Łomacz, który regularnie gubił blok rywali. W końcówce gospodarze poderwali się do walki. Przy zagrywkach Chizoby Nevesa odrobili część strat (19:22), co rozgrzało gorzowską publiczność, jednak Skra nie pozwoliła sobie na nerwową końcówkę. Ostatnie słowo należało do Żakiety, który mocnym atakiem z prawego skrzydła zamknął seta.
Druga odsłona miała podobny przebieg, choć początek należał do gospodarzy (6:5 po serii udanych akcji w obronie). Radość miejscowych nie trwała długo – Skra szybko odzyskała kontrolę, wracając do skutecznej gry na siatce. Goście byli bezbłędni w bloku (aż 6 punktów blokiem przy żadnym rywali) i bardzo efektywni w ataku z pierwszego tempa.
Bełchatowianie stopniowo odskakiwali (8:11, 15:20), grając z dużym spokojem i pewnością siebie. Po raz kolejny liderem ofensywy był Arkadiusz Żakieta, który kończył niemal każdy atak z prawego skrzydła. Set zakończył się wynikiem 17:25 i jasnym sygnałem – Skra miała pełną kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie.
Trzecia partia przyniosła zdecydowanie najwięcej emocji. Gorzowianie, niesieni dopingiem kibiców, grali odważnie i z determinacją. Udało im się utrzymać równowagę w grze (8:8, 15:15), a w końcówce nawet objęli minimalne prowadzenie. Po skutecznym bloku wyszli na 24:23 i mieli piłkę setową, która mogła przedłużyć losy meczu. Jednak w kluczowych momentach ponownie górę wzięło doświadczenie bełchatowian. Skra obroniła setbola, a następnie dopięła swego po zaciętej grze na przewagi. Decydujący punkt padł po efektownym bloku zawodników Skry.