W meczu o brązowy medal zmierzyły się reprezentacje Brazylii i Japonii. Warto przypomnieć, że drużyny te spotkały się już w tym sezonie reprezentacyjny w meczu półfinałowym Ligi Narodów, które zakończyło się zwycięstwem Brazylijek.
Spotkanie rozpoczęło się pod dyktando drużyny trenera Ze Roberto. Canarinhas od pierwszych piłek dominowały w zagrywce i ataku, błyskawicznie odskakując rywalkom. Różnica punktowa rosła z każdą akcją, a set zakończył się wyraźnym zwycięstwem Brazylii. Japonki były wyraźnie zdezorientowane tempem gry przeciwniczek, wśród których brylowały Gabi i Rosa Maria.
W drugiej odsłonie Japonki starały się dotrzymać kroku, lecz seria punktów przy zagrywkach Roberty Ratzke i świetna dyspozycja Gabi pozwoliły Brazylijkom ponownie przejąć kontrolę. Choć Azjatki zbliżyły się na dwa oczka (15:17), końcówka należała do Canarinhas, które zdobyły dziesięć punktów z rzędu potwierdzając świetną dyspozycję, co niejednego kibica mogło mocno zaskoczyć.
Mogłoby wydawać się, że Japonki nie mają arumentów do wygrania choćby seta. Canarinhas są lepsze w każdym elemencie, natomiast Gabi gra jakby nie grała dzień wcześniej pięciosetowego, trudnego boju z Włoszkami. Jednak w drużynie z Japonii coś zaklikało - wykorzystały błędy rywalek i szybko zbudowały wysoką przewagę (11:3). Brazylia próbowała odrabiać straty, ale zespół z Azji utrzymywał dystans, a decydujące punkty zdobyła Yoshino Sato, przesądzając o wyniku 25:19.
Czwarta partia przyniosła prawdziwy rollercoaster emocji. Najpierw prowadziły Brazylijki, później Japonki wyszły na czoło po ataku Mayu Ishikawy. Końcówka to popis Yoshino Sato, która asami serwisowymi wyprowadziła swoją drużynę na prowadzenie. Niewiele brakowało a ten mecz zakończyłby się w czterech setach. Japonki wykorzystały czwartą piłkę setową i po grze na przewagi doprowadziły do remisu w meczu.
Tie-break był kwintesencją całego spotkania – pełen zwrotów akcji i dramatycznych wymian. Brazylijki prowadziły 5:2, Japonki odrobiły straty i wyszły na prowadzenie 10:9. Obie ekipy walczyły punkt za punkt aż do stanu 14:14. Ostatecznie więcej zimnej krwi zachowały Canarinhas, kończąc mecz efektownym blokiem i wygrywając 18:16, dokładając tym samym kolejny medal z dużej, międzynarodowej imprezy.
Japonia - Brazylia 2:3 (12:25, 17:25, 25:19, 27:25, 16:18)
Równie emocjonująco rozegrał się finał Mistrzostw Świata, w którym zmierzyły się reprezentacje Włoch i Turcji prezentując (w naszej opinii) jeden z najlepszych meczów ostatnich lat.
Spotkanie rozpoczęło się wyrównaną grą obu drużyn. W końcówce pierwszego seta Włoszki wykorzystały błędy rywalek, a decydujące piłki skończyły Paola Egonu i Stella Nervini, wyprowadzając Italię na prowadzenie. Należy jednak wspomnieć o świetnie dysponowanych Vargas oraz środkowych - Erdem i Gunes, które bezlitośnie punktowały rywalki.
Druga odsłona to popis Turczynek, które przy zagrywkach Zehry Gunes zdobyły aż osiem punktów z rzędu (10:2). Włoszki poddały się kryzysowi nie nawiązując walki. Podopieczne Daniele Santarellego całkowicie zdominowały seta, a zakończyły go asem Melissy Vargas – 25:13.
Trzeci set rozpoczął się świetnie dla Włoszek, które prowadziły 11:6. Choć Turcja wyrównała po ataku Vargas (16:16), w decydujących momentach znów błyszczała Paola Egonu. Jej atak i as serwisowy przesądziły o zwycięstwie Italii 26:24 i prowadzeniu 2:1 w meczu.
Turczynki nie zamierzały się poddawać. Vargas była nie do zatrzymania, świetną robotę w obronie wykonała libero umożliwiając Ozbay grę wszystkimi strefami. Wydawało się jakby Włoszki łapały nieco oddech już na piątą partię.
Decydująca partia rozpoczęła się od wymiany ciosów. Obie drużyny grały punkt za punkt, ale przy stanie 9:8 dla Włoszek nadszedł przełom – Italia zdobyła sześć kolejnych akcji, znakomicie pracując blokiem. Ostatecznie reprezentantki Italii jako faworytki turnieju nie zawiodły wpadając w euforię tuż po ostatniej akcji meczu.
Turcja - Włochy 2:3 (23:25, 25:13, 24:26, 25:19, 8:15)