Ogrom błędów i spokojne tempo meczu o 3. miejsce
Pierwszy set padł łupem Słoweńców, choć to Brazylia lepiej rozpoczęła mecz i prowadziła 8:5. Przez większośc seta to Canarinhos utrzymywali 1-2 punkty przewagi i zdawało się, że trudno będzie odebrać im prowadzenie. Po punktowym bloku ekipa ze Słowenii doprowadziła do remisu (21:21), a skuteczny atak Toncka Sterna dał im prowadzenie. Piłkę setową podarowali im Brazylijczycy przestrzeloną zagrywką, a ostatni punkt zdobył Rok Mozic (23:25).
Druga odsłona zaczęła się nerwowo dla Słowenii. Brazylijczycy wykorzystali ich błędy i po ataku Alana Souzy odskoczyli na 9:5. Choć Słoweńcy zdołali wyrównać (16:16), to w końcówce ponownie popełnili zbyt wiele błędów (wystarczy zauważyć, że w całym secie było ich aż 12!). Canarinhos grali spokojniej i skuteczniej a brylowali Arthur Bento i Darlan Souza, którzy domknęli seta (25:20).
Trzeciego seta lepiej rozpoczęła Słowenia (5:10), ale podopieczni Bernardo Rezende szybko wyrównali (10:10). Wyrównana walka trwała niemal do końca, ale znów lepiej spisali się Brazylijczycy. Darlan Souza zakończył dwa ważne ataki, a chwilę później posłał asa, który przesądził o wyniku partii (25:23). Był to zdecydowanie najlepszy i najbardziej widowiskowy set w całym meczu.
W czwartym secie wydawało się, że emocje i walka udzielą się obu ekipom, ale....nic bardziej mylnego. Brazylia od początku przejęła inicjatywę (6:4), a po serii punktowej odskoczyła na 16:11. Słoweńcy nie byli już w stanie zagrozić rywalom i popełniali kolejne błędy a Canarinhos spokojnie zmierzali po wygraną. Piłkę meczową zdobył Arthur Bento, a mecz zakończyła zepsuta zagrywka Słoweńców (25:19).
Dla Canarinhos to drugi w historii krążek VNL po złocie zdobytym w 2021 roku. Choć spotkanie w Ningbo nie było na najwyższym poziomie, Brazylijczycy pokazali większą konsekwencję i lepiej wykorzystali błędy rywali.
Brazylia - Słowenia 3:1 (23:25, 25:20, 25:23, 25:19)
Dominacja! Polaków i kolejny medal do niemałej kolekcji
Zespół prowadzony przez trenera Nikolę Grbicia od początku finałowego etapu imponował formą. W drodze po złoto Polacy pokonali kolejno Japonię (3:0), Brazylię (3:0) a w wielkim finale udzielili lekcji siatkówki mistrzom Europy.
Pierwszy set: wyrównana walka, ale końcówka należała do Polski
Finał rozpoczął się od równej gry z obu stron. Przy stanie 8:9 Polacy włączyli wyższy bieg, zdobywając pięć punktów z rzędu i wychodząc na prowadzenie 13:9. Włosi jednak szybko odpowiedzieli serią punktów i doprowadzili do remisu (14:14). Walka punkt za punkt trwała aż do końcówki, którą świetnie rozegrali Polacy. Wilfredo Leon popisał się trzema potężnymi atakami, a jego mocna zagrywka pozwoliła Jakubowi Kochanowskiemu dobić piłkę na 24:21. Kamil Semeniuk skutecznie zakończył seta atakiem.
Drugi set: kontrola od początku do końca
Na starcie drugiej partii zamieszanie w szeregach Włochów przy ustawieniu dało Polsce szybkie prowadzenie (3:0). Biało-czerwoni wykorzystali chwilę dekoncentracji rywali, grając konsekwentnie i skutecznie zarówno w ataku, jak i bloku. Po punktach Semeniuka i Kochanowskiego przewaga urosła do 13:8. Włosi próbowali odrobić straty, a Alessandro Michieletto posłał dwa asy serwisowe, zmniejszając różnicę (13:12). Polacy jednak nie pozwolili na więcej. Świetna zagrywka Szymona Jakubiszaka i kolejne ataki Semeniuka sprawiły, że było już 22:17. Semeniuk wywalczył piłkę setową, a zepsuta zagrywka rywali zakończyła drugą partię.
Trzeci set: absolutna dominacja biało-czerwonych
Trzeci set to popis polskiej drużyny i dowód na jej pełną dominację. Po skutecznych zagrywkach Kamila Semeniuka Polacy odskoczyli na 12:7, a chwilę później przewaga sięgnęła już dziewięciu punktów (17:8). Włosi byli bezradni — popełniali błędy, nie kończyli ataków i nie potrafili znaleźć sposobu na dobrze dysponowanych Polaków. Po asie serwisowym Marcina Komendy było już 23:13, a mecz zakończył Szymon Jakubiszak efektownym atakiem ze środka.
Polska - Włochy 3:0 (25:22, 25:19, 25:14)

